W czwartek dwie polskie drużyny zagrają rewanżowe mecze ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy UEFA. Polskie kluby wiele razy grały z wielkimi drużynami w walce o kwalifikacje do europejskich pucharów, czy to w samej fazie grupowej, czy pucharowej tych rozgrywek. W tym artykule przypomnijmy najważniejsze kampanie w europejskich pucharach, jakie zostały rozegrane w XXI w. przez polskie drużyny.
Wisła Kraków (Liga Mistrzów, Puchar UEFA 2001/2002)
Początek europejskiej przygody Białej Gwiazdy
Biała Gwiazda rozpoczęła podbój Europy w sezonie 2001/2002 od wygranego dwumeczu ze Skonto Rygą. Szybkie dwa zwycięstwa nad mistrzem Łotwy były obowiązkiem dla mistrza Polski, który naprawdę poważne wyzwanie otrzymał w następnej rundzie. Do Krakowa wówczas przyjechała naszpikowana gwiazdami FC Barcelona, która w wyjściowej jedenastce miała takie gwiazdy jak Marc Overmars, Rivaldo czy Patrick Kluivert.
Mecz marzeń na Reymonta
Wisła w pierwszym spotkaniu rozegranym 8 sierpnia 2001 r. na stadionie przy ulicy Reymonta zaprezentowała się z bardzo dobrej strony. W 22. minucie spotkania strzałem głową, po dośrodkowaniu od Olgierda Moskalewicza, wynik otworzył Grzegorz Pater. W 31. minucie rzut karny, podyktowany po faulu Bogdana Zająca na Patricku Kluivercie, wykorzystał Rivaldo. Jednak krakowski zespół nie zamknął się na własnej połowie. Zaledwie minutę później ponownie wyszedł na prowadzenie, gdy znów dośrodkowanie, tym razem Kamila Kosowskiego wykorzystał drugi raz w tym spotkaniu Grzegorz Pater. Już dwie minuty później, piłkę, po podaniu od Kamila Kosowskiego, na własnej połowie stracił zdobywca dwóch bramek dla Wisły w tym spotkaniu, a tam przytomny Rivaldo przechwycił futbolówkę, zdobywając wyrównującą bramkę – już drugą w tym starciu.
Wisła ruszyła do ataku. W 38. minucie meczu wybitą piłkę przez jednego z obrońców Barcelony przejął Olgierd Moskalewicz i z okolic 25. metra od bramki Barcelony uderzył mocnym strzałem, a tam z problemami wypluł futbolówkę przed siebie Roberto Bonano, do której dopadł niepilnowany „Franek, łowca bramek” i strzałem w dolny róg bramki Dumy Katalonii, po raz trzeci w tym spotkaniu wyprowadził Białą Gwiazdę na prowadzenie.
Do przerwy Wisła prowadziła z Barceloną 3:2, a atmosfera na Stadionie Miejskim im. Henryka Reymana była niesamowita. Wszyscy kibice zgromadzeni na stadionie w Krakowie uwierzyli w to, że mistrzowie Polski mogą postawić się wielkiej Barcelonie, i wywalczyć cenną zaliczkę przed rewanżem na Camp Nou. Jednak, w drugiej połowie meczu, Wisła nie grała już tak ofensywnie, jak w pierwszej części spotkania. W 56. minucie wynik wyrównał strzałem po ziemi, na bramkę nieżyjącego już Artura Sarnata, Patrick Kluivert, a siedemnaście minut później Rivaldo wykorzystał podanie od wyżej wymienionego Holendra, zatańczył z obrońcami krakowskiego zespołu i wyłożył piłkę Brazylijczykowi, który wyprowadził drużynę prowadzoną przez Carles Rexacha na prowadzenie, tym samym kompletując hattricka w tym spotkaniu.
Rewanż na Camp Nou i koniec marzeń
Do rewanżu, który został rozegrany niecałe dwa tygodnie później, 21 sierpnia 2001 r. Wisła podchodziła w dobrych nastrojach. Piłkarze klubu z Krakowa liczyli na to, że na stadionie FC Barcelony utrą nosa Dumie Katalonii i awansują do fazy grupowej Ligi Mistrzów kosztem czwartej drużyny poprzedniego sezonu Primera División. Do 72. minuty na tablicy wyników widniał wynik bezbramkowy, jednak po pięknej akcji tercetu Rivaldo-Saviola-Enrique piłkę do bramki wpakował aktualny trener PSG, zamykając sprawę dwumeczu i wysyłając Barcelonę do fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Puchar UEFA: Wiślacka nadzieja kontra Hajduk Split
Dla drużyny prowadzonej przez legendarnego Franciszka Smude, nie był to koniec kampanii w europejskich pucharach w tym sezonie. Po przegranej w dwumeczu z FC Barceloną czekał na nich dwumecz w I rundzie Pucharu UEFA z mistrzem Chorwacji, Hajdukiem Split. Tam Wisła w pierwszym spotkaniu rozgrywanym na stadionie Poljud w Splicie zremisowała 2:2, wyrywając remis w ostatnich minutach po bramce Olgierda Moskalewicza. Tydzień później w Krakowie, Chłopcy z Reymonta pokonali chorwacki klub 1:0, po bramce Tomasza Frankowskiego, awansując do kolejnej rundy Pucharu UEFA.
Heroiczna walka z Interem Mediolan
Na Wisłę czekało kolejne poważne wyzwanie, gdyż przeciwnikiem Białej Gwiazdy był wielki Inter Mediolan. 18 października 2001 r. na Stadio Giuseppe Meazza, Wisła rozpoczęła walkę o 1/16 finału Pucharu UEFA. Włoska drużyna miała problem w tym starciu z mistrzami Polski, Wiślacy dzielnie bronili dostępu do własnej bramki strzeżonej przez Artura Sarnata i do przerwy na tablicy widniał wynik 0:0. Jednak, w drugiej połowie, sprawy wyglądały już inaczej. Najpierw w 61. minucie. piłkę do bramki Wiślaków skierował Mohamed Kallon, a cztery minuty później ponownie skarcił defensywę Wisły, zdobywając dublet i ustalając wynik spotkania na 2:0.
Do rewanżu rozgrywanego 30 października 2001 r. Nerazzurri podchodzili w dobrych nastrojach, wysyłając do Krakowa trochę bardziej okrojoną jedenastkę niż niespełna dwa tygodnie wcześniej. Ale Wisła walczyła o to, by sprawić niespodziankę, nawiązując walkę z jedną z najbardziej utytułowanych drużyn we Włoszech. W 4. minucie meczu bramkę zdobył Maciej Żurawski, niwelując stratę w dwumeczu do jednego gola. Piłkarze prowadzeni przez Franza Smudę cały czas próbowali zaskoczyć ponownie Alberto Fontanę, jednak bramkarz Interu był tego dnia w znakomitej formie i głównie dzięki jego interwencjom w tym spotkaniu Wisła nie zdołała wyrównać stanu dwumeczu i drużyna trenowana przez Héctora Cúpera przeszła do kolejnej rundy Pucharu UEFA.
Wisła Kraków (Puchar UEFA 2002/2003)
Eliminacje bez historii
W kolejnym sezonie, Wisła przystępowała do kwalifikacji do Pucharu UEFA od rundy kwalifikacyjnej, z racji tego, że w polskiej najwyższej klasie rozgrywkowej musiała uznać wyższość Legii Warszawa, w związku z tym jako wicemistrz Polski musieli rozpocząć eliminacje od początku. Wiślacy bez problemu poradzili sobie z północnoirlandzkim Glentoran F.C. wygrywając w dwumeczu 6:0. Podobnie jak w I rundzie, gdzie wicemistrzowie Polski trafili na wicemistrzów Słowenii, NK Primorje Ajdovščina. Tam również przejechali się po przeciwnej drużynie, wygrywając w dwumeczu aż 8:1. Nie rozwodzimy się jednak nad tymi dwumeczami z tego powodu, że prawdziwe wyzwania przyszły dopiero później.
Pierwszy test
W II rundzie na drodze drużyny prowadzonej przez legendarnego Henryka Kasperczaka stanęli zdobywcy Coppa Italia, AC Parma. W składzie włoskiego zespołu, którego trenerem był późniejszy selekcjoner reprezentacji Włoch Cesare Prandelli występowali tacy piłkarze jak Hidetoshi Nakata, Adrian Mutu czy kupiony rok wcześniej z Interu Mediolan Adriano, który występował w dwumeczu mediolańskiego klubu z Wisłą sezon wcześniej.
Pierwsze starcie w Parmie
31 października 2002 r. na Stadio Ennio Tardini rozegrano pierwsze spotkanie tego dwumeczu. Wiślacy, jak w poprzedniej kampanii europejskich pucharów, walczyli jak równy z równym z silniejszym na papierze przeciwnikiem. W 26. minucie, fantastycznym strzałem zza pola karnego, włoski klub wyprowadził na prowadzenie Massimo Donati, zawodnik wypożyczony z AC Milanu. Wiślacy schodzili do szatni z jednobramkową stratą do rywala.
Po przerwie – Maciej Żurawski w 33. sekundzie drugiej części spotkania zdobył bramkę wyrównująca strzałem z powietrza i mecz dla obu drużyn ,,rozpoczął się od nowa”. Potem dogodne sytuacje psuli kolejno: dla Parmy Japończyk Nakata, a także po stronie Wisły Kamil Kosowski. W 74. minucie rzut wolny dla włoskiego klubu wykonywał Adrian Mutu. Wówczas Mutu był uważany za jeden z największych talentów w Europie. Rumun pokonał bramkarza Wisły Angelo Huguesa sprytnym strzałem nad murem i ustalił wynik spotkania na 2:1 dla zdobywców Pucharu Włoch.
Zimny prysznic w rewanżu
Rewanżowe spotkanie rozgrywane dwa tygodnie później na stadionie Wisły rozpoczęło się dla gospodarzy najgorzej, jak mogło. W 6. minucie wynik spotkania otworzył Adriano, który poradził sobie z defensorami wicemistrza Polski i strzałem obok nieruchomego Angelo Huguesa trafił do siatki. Wisła nie poddawała się i cały czas napierała na bramkę drużyny Cesare Prandelliego, jednak do końca pierwszej połowy wynik pozostał taki sam. Dopiero w 71. minucie spotkania po wyłożeniu piłki przy rzucie wolnym przez Macieja Stolarczyka strzałem z dystansu, po którym piłka prześlizgnęła się po rękach Sebastiana Freya do wyrównania doprowadził Kamil Kosowski. Biała Gwiazda dostała wiatru w żagle. Niespełna dziewięć minut później Stolarczyk asystował drugi raz. Tym razem Maciejowi Żurawskiemu, który nawinął Matteo Ferrariego w polu karnym i strzałem w krótki róg bramki pokonał ponownie szwajcarskiego bramkarza Parmy. 2:1 – stadion przy ul. Reymonta oszalał.
Cud przy Reymonta
Wisła odrobiła straty z rewanżu i doprowadziła do dogrywki. Tam aktorem głównym była tylko jedna drużyna. W 94. minucie Wiślacy przeprowadzili wspaniałą akcje, w której ponownie pomógł bramkarz przeciwnika. Po indywidualnej akcji, piłkę Maciejowi Żurawskiemu wyłożył rozgrywający tego dnia kapitalne zawody Kamil Kosowski, a ,,Żuraw” mocnym strzałem po ziemii przełamał ręce Szwajcara, podwyższając wynik spotkania na 3:1. Kibice ponownie wiwatowali, a Kosowski do spółki z Żurawskim stali się ulubieńcami kibiców Wisły. W 107. minucie spotkania wynik na 4:1, omijając bramkarza Parmy, ustalił Daniel Dubicki. Wisła mogła cieszyć się z awansu do 1/16 finału Pucharu UEFA. Kibice w Polsce nie pamiętali takiego sukcesu polskiej drużyny od 1996 r., kiedy to Legia Warszawa wyszła z grupy Ligi Mistrzów i mierzyła się w ćwierćfinale najważniejszych europejskich rozgrywek z Panathinaikosem Ateny.
Nowe niemieckie wyzwanie
14 dni później, 28 listopada 2002 r. podopieczni Henryka Kasperczaka stanęli przed kolejnym wyzwaniem w europejskich pucharach w sezonie 2002/2003. Na drodze Wiślaków tym razem stanęła piąta drużyna poprzedniego wówczas sezonu Bundesligi, czyli Schalke 04 Gelsenkirchen. W wyjściowym składzie niemieckiego zespołu występowali tacy zawodnicy jak Ebbe Sand, Gerald Asamoah czy wieloletni filar obrony reprezentacji Polski, Tomasz Hajto. W drużynie z Zagłębia Ruhry występował również Tomasz Wałdoch, lecz przez pierwszą część tamtego sezonu był kontuzjowany. Już w 11. sekundzie meczu wspaniałą okazję zmarnował Böhme, a chwile później dla Wiślaków bramkę zdobyć mógł Marcin Kuźba.
Mecz był dosyć wyrównany, jednak to Wisła cieszyła się z pierwszej bramki. W 38. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłkę do własnej bramki skierował Christian Poulsen. W drugiej części spotkania do ataku ruszyła niemiecka drużyna. Wisła dzielnie się broniła do 81. minuty, kiedy to fatalny błąd popełnił bramkarz Białej Gwiazdy Angelo Hugues. Były zawodnik AS Monaco wyszedł do futbolówki poza pole karne, jednak nie trafił w nią, a tam dopadł do niej piekielnie szybki Émile Lokonda Mpenza, który ustalił wynik spotkania na 1:1.
Szok w Gelsenkirchen
Do rewanżu, który został rozegrany 10 grudnia 2002 r. na Veltins-Arena w Gelsenkirchen, gospodarze podchodzili ze spokojną głową. Mając w pamięci to, co działo się w drugiej połowie spotkania w Krakowie, byli pewni, że na własnym stadionie pokonają Wisłę, i przejdą do 1/8 finału Pucharu UEFA. Jednak to, co stało się na stadionie Schalke podczas tego spotkania, przeszło do historii polskiej piłki nożnej. W 40. minucie spotkania wspaniałym podaniem popisał się Kamil Kosowski, a Maciej Żurawski nie dał szans Frankowi Rostowi i otworzył wynik spotkania. Na odpowiedź drużyny Schalke nie trzeba było długo czekać. Zaledwie dwie minuty później, strzałem z prawej strony pola karnego wyrównanie dał nie kto inny jak Tomasz Hajto. Po przerwie jednak aktorem głównym tego spektaklu była Wisła Kraków.
Sześć minut po rozpoczęciu drugiej połowy piłkę z rzutu wolnego w pole karne dośrodkowywał stały dostarczyciel wspaniałych podań, czyli Kamil Kosowski, a do siatki trafił Nigeryjczyk Kalu Uche. Kibice gospodarzy zgromadzeni na stadionie w Gelsenkirchen zamilkli, a napastnik Wisły mógł cieszyć się z gola swoimi klasycznymi akrobacjami. Taki wynik stawiał Wiślaków we wspaniałej sytuacji. Schalke próbowało zaskoczyć defensorów Białej Gwiazdy kolejnymi akcjami, jednak nie mogli wpakować piłki do bramki polskiej drużyny. W 85. minucie spotkania fatalny błąd popełnił Émile Lokonda Mpenza. Belg podał piłkę wprost pod nogi Grzegorza Patera, który wyłożył futbolówkę Żurawskiemu, a ten wpakował piłkę do bramki Schalke. W tym momencie wszyscy na Veltins-Arena wiedzieli, kto wyjdzie z tego dwumeczu zwycięsko. Cztery minuty później niemiecką drużynę dobił Kamil Kosowski, ustalając wynik spotkania na 1:4. Szał w Krakowie, szał w całej Polsce — po raz pierwszy od dawna polska drużyna zagra na wiosnę w europejskich pucharach.
Rzymskie starcie
20 lutego 2003 r. Wisła rozpoczęła walkę o ćwierćfinał Pucharu UEFA. Na Stadio Olimpico Rywalem Białej Gwiazdy była bardzo mocna drużyna Lazio. W składzie rzymskiego zespołu występowali m.in. Sinisa Mihajlović, Diego Simeone czy Enrico Chiesa. Przed drużyną Henryka Kasperczaka stało kolejne wielkie wyzwanie. W 20. minucie meczu bramkę dla Lazio zdobył Nikola Lazetić, który przechwycił piłkę wybitą po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Siedemnaście minut później Wisła doprowadziła do wyrównania, najsprytniejszy w polu karnym włoskiej drużyny okazał się Kalu Uche. Jednak Wisła schodziła do szatni ze stratą jednego gola, kiedy to piłkę niefortunnie do własnej bramki wbił Mariusz Jop. Po przerwie drużyna prowadzona przez Henryka Kasperczaka ruszyła do ataku.
Kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy bramkarz Lazio, Luca Marchegiani, sfaulował Kuźbe w polu karnym, a rzut karny wykorzystał Żurawski. Nieco ponad 10 minut później sytuacja się powtórzyła. Tym razem włoski bramkarz sfaulował Macieja Żurawskiego, który sam ponownie wykorzystał rzut karny. W 71. minucie jednak Lazio zdołało doprowadzić do wyrównania, a bramkę zdobył „Kat Polaków”, czyli Enrico Chiesa. Taki wynik jednak stawiał Wiślaków w bardzo dobrej sytuacji przed rewanżem, który miał być rozegrany na stadionie przy ul. Reymonta. Przypomnijmy, że w tamtych czasach obowiązywała zasada przewagi bramek strzelonych na wyjeździe.
Zamrożona murawa, gorące serca
5 marca 2003 r. na Stadionie Miejskim im. Henryka Reymana Biała Gwiazda stanęła ponownie na przeciwko Lazio Roberto Manciniego. Włoską drużynę przywitał transparent z napisem „Lasciate tutta la Speranza” („Porzućcie wszelką nadzieję”). Był to cytat z „Boskiej komedii” Dantego. Mecz dla Wiślaków rozpoczął się jak z bajki, gdyż w 4. minucie spotkania wynik otworzył Marcin Kuźba. Euforia na trybunach, włoski klub potrzebuje dwóch bramek do awansu. W 14. minucie spotkania zdarzyła się dosyć niecodzienna sytuacja. Kontuzji doznał sędzia główny tego spotkania, Szkot Stuart Dougal. Zastępuje go sędzia techniczny Kenneth William Clark. Warto przypomnieć, że spotkanie zostało przełożone o tydzień, z powodu zmrożonej murawy. Obrońca Wisły Maciej Stolarczyk, przed meczem mówił o tym, że podopieczni Roberto Manciniego protestowali już na lotnisku.
Potrzebna była dłuższa przerwa, po której Wisła nie przypominała drużyny z początku meczu. Wydawało się, że kolejne akcje drużyny Wisły to kwestia czasu, jednak na boisku wyglądało to inaczej. W 21. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Enrico Chiesy bramkę zdobył Fernardo Couto. Po przerwie Wiślacy mieli swoje okazje, jednak niestety włoska drużyna wyszła z tego dwumeczu zwycięska. Asystujący wcześniej „Kat Polaków” w 55. minucie meczu strzelił gola „z niczego” .
Angelo Hugues nawet nie drgnął. Niestety, taki rezultat utrzymał się już do końca i to drużyna prowadzonego przez późniejszego trenera m.in. Manchesteru City i Interu mogła cieszyć się z awansu. Wśród kibiców zgromadzonych na stadionie w Krakowie zapanował smutek. Piłkarze Wisły walczyli jak mogli, nie zaprezentowali się gorzej niż w poprzednich wygranych starciach z Parmą czy Schalke. Jednak taki jest futbol. Do dzisiaj ta przygoda pozostaje jedną z najpiękniejszych w historii polskiej piłki nożnej, a wiele kibiców uważa, że była to najpiękniej grająca polska drużyna w XXI w.
Lech Poznań (Liga Europy 2010/2011)
Z mistrzostwem w garści — Lech rusza na podbój Europy
Po zdobyciu mistrzostwa Polski po niesamowitej końcówce sezonu 2009/2010, Kolejorz ruszył po podbój Europy. Po wygranym dwumeczu z Interem Baku w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, Lech trafił na mistrzów Czech — Sparte Praga. Niestety, dla polskiej drużyny Sparta okazała się za mocna i po dwóch zwycięstwach 1:0, to ona awansowała do dalszej rundy. Jednak, dla Lecha nie był to koniec przygody w europejskich pucharach. Poznański klub w ostatniej fazie eliminacji do Ligi Europy trafił na ukraińskie Dnipro. W dwumeczu to mistrzowie Polski okazali się lepsi. Wygrali pierwszy mecz 1:0 i remisując bezbramkowo w Dniepropetrowsku (dziś Dniepr), awansowali do fazy grupowej Ligi Europy.
Grupa śmierci?
Lech trafił do piekielnie mocnej grupy — Juventus, Manchester City, a także RB Salzburg będą rywalami mistrzów Polski w walce o awans do fazy pucharowej. Na papierze — grupa śmierci. Nawet pomimo tego, że Juventus i Manchester City nie byli tak mocni, jak dzisiaj. Drużyna z Turynu była w kryzysie, a Manchester City był wtedy świeżo po przejęciu przez emirackich szejków. Jednak wciąż były to zespoły lepsze od mistrzów Polski. 16 września 2010 r. Lech rozpoczął walkę o awans do fazy pucharowej Ligi Europy. Rywalem na Stadio Olimpico di Torino – 27-krotni mistrzowie Włoch, Juventus.
Rudnevs show na włoskiej ziemi
Mecz ten dla Lecha rozpoczął się bardzo dobrze. W 13. minucie sfaulowany został w polu karnym Sławomir Peszko, a rzut karny na bramkę zamienił Arjtoms Rudnevs. Łotysz dopiero rozpoczynał karierę w polskiej drużynie, jednak to, co robił na boiskach Ligi Europy przeszło do historii. W 30. minucie na tablicy wyników widniał już wynik 0:2. Ponownie łotewski napastnik był najsprytniejszy w polu karnym i po wielkim zamieszaniu to on ponownie wpisał się na listę strzelców. W doliczonym czasie pierwszej połowy Juve ruszyło do odrabiania strat. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego w pole karne Lecha piłkę do bramki skierował wieloletni filar obrony Juventusu — Giorgio Chiellini. Do przerwy 1:2 – takiego rezultatu i przebiegu spotkania nie spodziewał się nikt.
Jednak w drugiej połowie drużyna z Turynu wrzuciła drugi bieg. W 50. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego drugą bramkę w tym spotkaniu zdobył Chiellini. Osiemnaście minut później, przepięknym strzałem z dystansu popisała się legenda drużyny Juventusu — Alessandro Del Piero. Włoski trequartista uderzył piłkę z okolic 27. metra od bramki Krzysztofa Kotorowskiego i „spadającym liściem” pokonał bramkarza Lecha. 3:2 – a było już tak pięknie. Juve próbowało podwyższyć prowadzenie i nie osiadło na laurach po bramce Del Piero. Jednak w ten czwartkowy wieczór narodziła się nowa gwiazda w drużynie Lecha. Był nią wcześniej wspomniany Łotysz, Artjoms Rudnevs. W drugiej minucie doliczonego czasu gry Łotysz z całej siły huknął z dystansu, pokonując austriaka Alexa Manningera i zapewniając Lechowi remis w tym spotkaniu. Szok w Turynie — mistrzowie Polski zremisowali z Juventusem, a przecież prowadzili przez pewien czas 0:2.
Solidny występ z Salzburgiem
W następnym spotkaniu Lech u siebie podejmował austriacki RB Salzburg. Tam wspaniale zagrał Semir Stilić, który raz po raz napędzał akcję ofensywne drużyny Kolejorza. Po pierwszej połowie nie widzieliśmy bramek, jednak wydawało się, że jest to kwestią czasu. W 47. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Semira Stilicia piłkę do bramki austriackiej drużyny skierował Manuel Arboleda. W 80. minucie Stilić ruszył lewą stroną boiska, wykładając piłkę Sławomirowi Peszce, który na wślizgu wpakował piłkę do bramki drużyny z Salzburga. Po 2 kolejkach Lech miał 4 punkty na koncie, co stawiało drużynę trenowaną przez Jacka Zielińskiego w bardzo dobrej sytuacji.
Adebayor – pogromca Lecha
21 października 2010 r. mistrzów Polski czekała wycieczka do Manchesteru. Tam na City of Manchester Stadium (dzisiaj Etihad Stadium) czekała na nich drużyna z niebieskiej części Manchesteru. Mecz rozpoczął się dla drużyny Lecha niezbyt dobrze, gdyż w 13. minucie bramkę dla City zdobył Emmanuel Adebayor. Togijski napastnik wspaniale zabrał się z futbolówką po podaniu od Patricka Viery i strzałem po ziemi pokonał Jasmina Buricia. W 25. minucie piłkę na pole karne Lecha dośrodkował David Silva, a Adebayor głową zdobył drugą bramkę w tym spotkaniu. Po przerwie Lech ruszył do odrabiania strat. Po zamieszaniu w polu karnym piłka trafiła pod nogi Joela Tshibamby, który wpakował piłkę do bramki strzeżonej przez Joe Harta. Jednak w tym spotkaniu drużyna prowadzona przez Roberto Manciniego była za mocna. W 73. minucie meczu wspaniałym podaniem popisał się ponownie niesamowity David Silva, a były zawodnik Arsenalu zdobył bramkę na 3:1, kompletując tym samym hat-tricka.
Rewanż w Poznaniu — Możdżeń i Arboleda dają nadzieję
Dwa tygodnie później, 4 listopada 2010 r. Lech miał okazje do zrewanżowania się City na własnym stadionie. Był to pierwszy mecz Lecha pod wodzą nowego trenera, José Marí Bakero. Jacek Zieliński został zwolniony z powodu niezadowalających wyników w polskiej Ekstraklasie. Przed byłym piłkarzem FC Barcelony stało duże wyzwanie w debiucie na ławce trenerskiej Lecha. Od początku to spotkanie było bardzo ciężkie dla poznańskiego zespołu. Swoje sytuacje zmarnowali Adebayor i Vieira.
Ale to Lech otworzył wynik spotkania — w 30. minucie strzałem z dystansu po ziemi popisał się „Dima” Injac, pokonując Shaya Givena. Taki wynik utrzymał się do końca pierwszej połowy. Po przerwie do odrobienia strat ruszył Manchester City. W 51. minucie na pole karne z rzutu rożnego dośrodkował James Milner, a tam piłkę głową trącił Emmanuel Adebayor. Jasmin Burić poradził sobie z tym strzałem, jednak nie miał szans przy dobitce Togijczyka i Adebayor mógł cieszyć się z czwartej bramki w dwumeczu z Lechem.
Do 86. minuty wynik 1:1 utrzymywał się na tablicy wyników. Wtedy Krivets dośrodkował na pole karne, a Dedryck Boyata nabił przy wybiciu piłki Arbolede, który kuriozalnie skierował piłkę do bramki strzeżonej przez Irlandczyka. Eksplozja radości na trybunach w Poznaniu i na ławce trenerskiej Lecha. Po bramce Arboledy strzałem z dystansu drużynę Kolejorza próbował zaskoczyć Kolarov, jednak trafił obok bramki. W doliczonym czasie gry to jednak Lech postawił „kropkę nad i”. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry piłkę na połowie City przechwycił Możdzeń, huknął z całej siły w górny róg bramki Shaya Givena a stadion w Poznaniu wybuchł. Bramka „stadiony świata” — do dzisiaj to trafienie jest ozdobą kariery byłego pomocnika Lecha Poznań.
Mroźna bitwa z Juventusem
1 grudnia 2010 r. na Stadionie Miejskim w Poznaniu Lech stał przed szansą dokonania rzeczy, która jeszcze niedawno wydawała się nierealna. We wcześniejszej kolejce Juventus zremisował bezbramkowo z Salzburgiem, co w przypadku zwycięstwa Lecha nad City powodowało, że drużyna José Marí Bakero potrzebowała tylko jednego punktu do awansu do 1/16 Ligi Europy. Rywalem jednak był ponownie Juventus, co nie było łatwą sprawą. Mecz był rozgrywany w okropnych warunkach pogodowych, -12 stopni Celsjusza, a odczuwalna temperatura sięgała nawet -31 stopni. Ale to Lechici jako pierwsi zdobyli bramkę w tym meczu. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Semira Stilicia w 12. minucie meczu piłkę do bramki skierował Artjoms Rudnevs, a atmosfera na trybunach zdecydowanie przewyższała mroźną temperaturę powietrza. Po zdobyciu bramki Lech minimalnie się wycofał, chroniąc dobrego rezultatu. Zwycięstwo dawało na pewno awans Lechitom, remis dawał awans w przypadku zwycięstwa City nad Salzburgiem.
W drugiej połowie warunki atmosferyczne były jeszcze gorsze, gdyż na Poznań spadła wtedy potężna śnieżyca. W 84. minucie, po podaniu od późniejszego piłkarza Lechii Gdańsk Miloša Krasicia, bramkę zdobył mistrz świata z 2006 r., Vincenzo Iaquinta. Jednak to była jedyna bramka Juve w tym spotkaniu. Koniec — Lech Poznań wychodzi z najmocniejszej na papierze grupy Ligi Europy w tamtym sezonie. Po losowaniu grup nikt tego się nie spodziewał. Artjoms Rudnevs, Semir Stilić, Sławomir Peszko oraz spółka przeszli do historii. Wielki José Marí Bakero, który wiele razy występował w koszulce Blaugrany, szaleje na ławce rezerwowych. Lech wiosną zagra w europejskich pucharach!
Salzburg na kolanach — Lech melduje się w fazie pucharowej
Piłkarzom Lecha pozostał jeszcze jeden mecz do rozegrania, wyjazdowe spotkanie z mistrzem Austrii — RB Salzburg. 16 grudnia 2010 r. Lech rozegrał ostatnie spotkanie w fazie grupowej Ligi Europy. Tam, również mistrzowie Polski byli górą. W 30. minucie piłkę po podaniu od Sławomira Peszki przejął Stilić, który pokonał bramkarza austriackiego klubu. Lech, z 11 punktami, podobnie jak Manchester City, awansuje do fazy pucharowej. Lepszy bilans bramek mieli podopieczni Roberto Manciniego, dlatego to oni wygrali Grupę A, a Lech awansował z drugiego miejsca.
Pierwszy krok ku marzeniom
17 lutego 2011r. Kolejorz rozegrał pierwsze spotkanie w drodze do finału Ligi Europy. Rywalem Lecha portugalska Braga. Również jak w przypadku meczu z Juventusem, na murawie w Poznaniu widać, że padał śnieg. To dobry znak dla drużyny mistrzów Polski, gdyż wiedzą jak gra się w takich warunkach. W przeciwieństwie do przeciwników z półwyspu Iberyjskiego. Mecz był bardzo wyrównany, jednak to Lechici wyszli z niego zwycięsko. W 72. minucie podaniem prostopadłym Rudnevsa uruchomił Krivets, a ten strzałem po ziemi pokonał Artura Moraesa. Lech wygrywa. Lech jest bliżej 1/8 finału Ligi Europy. Ostatni raz w 2003r., taka sztuka udała się Wiśle Kraków. Ale na podopiecznych Bakero czekał jeszcze rewanż w Bradze.
Niespełniony sen
Tydzień później na Estádio Municipal de Braga rozegrany został rewanż. Tam w pierwszej połowie Lech nie przypominał tej drużyny co w poprzednich meczach Ligi Europy. Najpierw w 8. minucie gola dla Bragi zdobył Alan, a w 36. minucie do siatki trafił Lima. Druga bramka nie powinna zostać uznana, gdyż w momencie podania od Heldera Barbosy Brazylijczyk był na spalonym. W drugiej połowie Bakero wprowadził zmiany, gra zaczęła wyglądać lepiej. To jednak nie wystarczyło, by pokonać świetnie dysponowanego bramkarza Bragi, Artura Moraesa, który tego dnia był w wybitnej formie. W 90. minucie spotkania Rudnevs miał dogodną sytuację do strzelenia gola, ale piłka tylko otarła się o ręce Artura i trafiła w poprzeczkę.</p></p>
Koniec, było tak blisko. Ponownie polska drużyna musiała obejść się smakiem. Na Bragę w 1/8 finału czekał Liverpool, trenowany przez legendę klubu z Anfield — Kennego Dalglisha. Jednak dla Lecha to było zakończenie europejskiej przygody w sezonie 2010/2011. Do dnia dzisiejszego Łotysz Rudnevs, Bośniak Stilić i Kolumbijczyk Arboleda są wspominani jako jedni z najlepszych obcokrajowców w historii Lecha Poznań, jak i całej polskiej ligi. A cała ta przygoda, przeszła do historii polskiej piłki nożnej jako jedna z najpiękniejszych…