Po meczu inauguracyjnym reprezentacji Polski na EURO 2024 w narodzie panuje spory optymizm. Prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że mimo porażki nasz zespół pokazał przyzwoity futbol. Była walka o każdy centymetr boiska, nieodstawianie nogi, na boisku zawodnicy zostawili serce. To była piłkarska jakość. To, że tej jakości nie wystarczyło na lepiej dysponowanych Holendrów, to inna sprawa.
Michał Probierz i jego futbol
Wszyscy znamy naszego selekcjonera. Wiadomo, że jest on kontrowersyjny, nie boi się wypowiadać swojego zdania. A otwarty konflikt z Heningiem Bergiem – jednym z byłych szkoleniowców Legii Warszawa – przeszedł do historii naszej ligi. Popularny „polski Guardiola” zawsze był gwarantem kolorytu w PKO Ekstraklasie. Jednak jakość nie zawsze szła z nim w parze. O ile Białystok to jego miejsce na ziemi, bo przy dwóch podejściach do Jagiellonii dwa razy kończył sezon w czołówce, to w Cracovii nie osiągnął zbyt wiele. Mimo że pracował tam w cieplarnianych warunkach. Puchar Polski zdobyty z Pasami w sezonie 2019/2020 był swego rodzaju sukcesem, ale oczekiwano od niego zdecydowanie więcej. W Krakowie miał władze niemalże absolutną, ponieważ został tam mianowany wiceprezesem. Jednak 4 lata spędzone pod Wawelem z pewnością sprawiły, że Probierz stał się lepszym trenerem. Doświadczenie, które przez lata szkoleniowiec zbierał na naszych boiskach, teraz wydaje owoce przy pracy z reprezentacją Polski.
Już kilka dni przed rozpoczęciem spotkania z Oranje selekcjoner postanowił odpowiedzieć na medialną zaczepkę trenera naszych rywali. Ronald Koeman postanowił wywrzeć presję na naszej drużynie i zaatakował argumentem o kontuzji Roberta Lewandowskiego. Michał Probierz nie pozostał dłużny swojemu koledze po fachu i odpowiedział mu na jednej z konferencji prasowych. Gdyby tak nie postąpił, nie byłby sobą. To jest właśnie jakość byłego opiekuna m.in. Cracovii i Wisły Kraków. Nie dać sobie w kaszę dmuchać. Myślę, że nasza kadra narodowa właśnie kogoś takiego potrzebowała. Słowne zaczepki to woda na młyn dla Probierza. On się czuje wtedy jak w swoim żywiole. Widać też to było na boisku, gdzie Polacy pokazali ciekawy futbol. Nawet można stwierdzić, że gra naszej drużyny przypominała nieco charakter selekcjonera – niebezpieczne odgryzanie się w najmniej spodziewanej przez przeciwnika chwili. Ta taktyka nie przyniosła efektu w postaci zwycięstwa, ale z turnieju jeszcze nie odpadliśmy.
Jakość jest niezbędna
Eliminacje różnią się tym od wielkich turniejów, że żeby je przejść, należy punktować przede wszystkim z outsiderami grupy i zespołami, które znajdują się na niższym poziomie. W kwalifikacjach można sobie pozwolić na eksperymentowanie z ustawieniem, zgranie nowej taktyki, czy wpuszczenie debiutantów. Oczywiście w parze z tym wszystkim również musi iść piłkarska jakość, bo gdy jej nie ma, dzieje się dokładnie to, czego doświadczyliśmy rok temu w Kiszyniowie. Nie można jednak napisać, że nie mamy zawodników z europejskiego poziomu. Sęk w tym, że takich piłkarzy na naszym kontynencie jest na pęczki. Większość reprezentacji na Euro 2024 ma swoich przedstawicieli w średniakach Premier League, czy Serie A. Na takich piłkarzach budowane są kadry, które w tym miesiącu oglądamy na niemieckich boiskach. Ligi TOP5 to najnowocześniejsza piłka nożna na świecie i nie może dziwić, że Euro w dużej mierze opiera się na piłkarzach na co dzień w nich grających.
W pierwszej dekadzie XXI wieku potrafiliśmy się zakwalifikować na trzy duże imprezy. Na MŚ w 2002 oraz 2006 roku, a także na Euro 2008. We wszystkich trzech przypadkach grupą przeważającą w kadrach byli piłkarze z polskiej ligi. Na taką jakość wówczas było nas stać. Dzisiaj coś takiego po prostu by nie przeszło. W spotkaniu z Holandią widzieliśmy jak Weghorst urwał się spod opieki Bartosza Salomona i zdobył bramkę na 1:2 dla Oranje. Nie można zapominać o fakcie, że stoper Lecha Poznań przez pewien czas był namaszczany na następcę Kamila Glika w reprezentacji Polski. Mimo tego kadra narodowa zaprezentowała się całkiem nieźle w meczu z rywalem z wyższej półki. Poziom sportowy naszej drużyny wcale nie był niski. Natomiast jeśli myśli się o zdobyciu jakichkolwiek punktów na ME potrzeba czegoś więcej niż kilkunastu minut dobrej gry. Tylko czy to coś objawi się w meczu z Austrią?
Grupowi rywale nie odpuszczą
Francuzi przyjechali do Niemiec po złoto. To jasne. Są oni aktualnymi wicemistrzami oraz poprzednimi mistrzami świata. Nie trzeba specjalnie wspominać o tym, że jakość w drużynie Trójkolorowych jest zdecydowanie na najwyższym poziomie. Austria też pokazuje, że w piłkę grać potrafi. Mieliśmy z tą drużyną problemy w eliminacjach do poprzednich Mistrzostw Europy, mimo że ugraliśmy na nich 4 punkty w grupie. Jednak do meczu z nimi podchodzimy z umiarkowanym optymizmem przede wszystkim dlatego, że nasi piłkarze szukają gry. To nie jest typowe „lagowanie„, czy błaganie przeciwnika, żeby nie skarcił nas kolejnym golem, jak miało to miejsce na poprzednich MŚ w Katarze. Dobra gra spowodowała, że nie boimy się zespołu, z którym zagramy mecz o wszystko. A dobrze wiemy z historii, że te spotkania ewidentnie nam nie leżą.