Jagiellonia Białystok dość niespodziewanie spędzi przerwę zimową w roli wicelidera Ekstraklasy. Mówimy o drużynie, która od sezonu 2019/20 trzymała się głównie środka tabeli, a w poprzednim sezonie nie była w stu procentach pewna utrzymania w elicie. Czy „Żółto-Czerwoni” na dobre zażegnali kryzys i będą w stanie wrócić do ligowej czołówki po pięciu latach przerwy? Zapraszamy do lektury.
Ryzykowny ruch się opłacił
W kwietniu Jagiellonia podjęła decyzję, na którą każdy kibic z Białegostoku czekał z niecierpliwością: zwolnienie Macieja Stolarczyka — dotychczasowego trenera. Fani „Dumy Podlasia” oczekiwali od byłego selekcjonera reprezentacji U21 czegoś, co nie udało się jego poprzednikom. Stolarczyk miał ponownie wprowadzić Jagiellonię do górnej połowy tabeli. Tymczasem po ośmiu miesiącach pracy, 51-letni trener zostawił swojemu następcy drużynę walczącą o utrzymanie.
Skończyło się wyżej wspomnianym zwolnieniem, czego konsekwencją była kolejna zmiana trenera. Kolejna, bo od momentu pierwszego zwolnienia Ireneusza Mamrota (grudzień 2019), na Jurowieckiej witano nowego szkoleniowca co pół roku. Oznacza to, że na Podlasiu pracowali tacy fachowcy jak:
- Ivaylo Petev (214 dni – 1,35 pkt/mecz),
- Bogdan Zając (229 dni – 1,14 pkt/mecz),
- Rafał Grzyb (79 dni – 1,33 pkt/mecz),
- Ireneusz Mamrot ponownie (203 dni – 1,20 pkt/mecz),
- Piotr Nowak (161 dni – 1,07 pkt/mecz),
- Maciej Stolarczyk (294 dni – 1,18 pkt/mecz).
Po takiej serii uznano, że nie ma sensu płacić kolejnemu nowemu trenerowi. Dzięki temu awans otrzymał 31-letni Adrian Siemieniec — trener drugiej drużyny Jagiellonii, znany bardziej jako asystent Ireneusza Mamrota. Biorąc pod uwagę, że „Jaga” okupowała dolne rejony tabeli i była wymieniana wśród potencjalnych kandydatów do spadku, była to bardzo odważna decyzja, szczególnie że Siemieniec prowadził rezerwy przez rok i krążył z nimi przeważnie w środku tabeli.
Zadaniem młodego trenera było utrzymanie Jagiellonii w Ekstraklasie. Sam Siemieniec na swojej pierwszej konferencji w roli głównego trenera zażartował, że nie wie, czy po sezonie zostanie w Białymstoku, nawiązując do częstych roszad na tych stanowiskach i potencjalnego niepowodzenia. Koniec końców Jagiellonia Białystok pozostała w Ekstraklasie i zaufała Siemieńcowi, czego raczej nie żałuje.
Letnie sprzątanie w białostockiej szatni. Za Gualem nikt już nie tęskni
Po kolejnym rozczarowującym sezonie Jagiellonia Białystok zdecydowała się na rozbudowanie swojej kadry. Z drużyną „Żółto-Czerwonych” rozstało się definitywnie dziesięciu piłkarzy, z czego połowa nie wnosiła już nic do gry. Mowa o następujących zawodnikach:
- Juan Camara – 8 meczów w sezonie 22/23,
- Israel Puerto – 26 meczów, był bardzo niepewnym obrońcą,
- Tomas Prikryl – 30 meczów, 1 gol, 2 asysty,
- Bartosz Bida – 15 meczów, 1 asysta,
- Michał Pazdan – 14 meczów, 1 gol, 1 czyste konto,
- Camilo Mena – 7 meczów.
Oprócz wyżej wymienionych zawodników „Jaga” straciła również Marca Guala — króla strzelców poprzedniej kampanii. Po zakończonym wypożyczeniu z ukraińskiego Dnypra Hiszpan dołączył do największego rywala białostockiej drużyny — Legii Warszawa.
Jagiellonia o odejściu swojego najlepszego zawodnika wiedziała od kilku miesięcy, więc miała już przygotowanego następcę. Na Słoneczną trafił Afimico Pululu, dotychczasowy napastnik Greuther Furth. Nie wiadomo było jednak czy transfer Angolczyka wypali, gdyż sezon 22/23 kończył z 13. meczami i tylko jedną zdobytą bramką.
W poszukiwaniu kolejnych wzmocnień, skauci Jagiellonii zaczęli rozglądać się za zawodnikami z La Liga 2. Padło na dwóch zawodników Ponferradiny — Adriana Diegueza i Jose Naranjo. Hiszpanie spodobali się dyrektorowi sportowemu białostockiego klubu, więc ten ściągnął ich do Polski.
Na Podlasiu szybko zamknięto letnie okno transferowe, bowiem na początku lipca dokonano jeszcze dwóch wzmocnień. Jagiellonia zakontraktowała 19-letniego wówczas Dominika Marczuka ze Stali Rzeszów, oraz Jarosława Kubickiego, któremu skończyła się umowa z Lechią Gdańsk. Z tą samą Lechią, z którą spadł z Ekstraklasy.
Fatalna inauguracja Jagi w Częstochowie
Na pierwszy oficjalny mecz w sezonie 2023/24 Jagiellonia Białystok udała się do Częstochowy. Drużyna Adriana Siemieńca jako pierwsza miała okazję sprawdzić, w jakiej dyspozycji jest Raków. „Medaliki” podchodziły bowiem do meczu pierwszy raz w roli Mistrza Polski oraz bez swojego dotychczasowego trenera — Marka Papszuna, który opuścił klub.
Młody trener „Żółto-Czerwonych” zdecydowanie namieszał w wyjściowym składzie. Michal Sacek wyszedł na mecz w roli prawego obrońcy, a Wdowik z Marczukiem zostali umieszczeni na skrzydłach. Szansę na debiut w pierwszym składzie otrzymali natomiast Dieguez i Pululu.
Nie przyniosło to jednak oczekiwanych efektów. Jagiellonia zasłużenie przegrała 3:0, oddając w całym meczu jedynie jeden celny strzał. Ciężko było po tym meczu szukać plusów, bowiem żaden z zawodników „Dumy Podlasia” się w tym meczu nie wyróżnił.
Jagiellonia Białystok — drużyna, którą chce się oglądać
Z każdym kolejnym meczem, Jagiellonia Adriana Siemieńca zaczęła stawać się drużyną zgraną, która odnotowuje satysfakcjonujące wyniki i którą da się oglądać. Po czterech wygranych meczach z rzędu (z Puszczą, Widzewem, Ruchem i Górnikiem), drużyna zaczęła też zyskiwać nowych liderów. Stali się nimi Afimico Pululu, który potrafił zrobić różnicę w grze po wejściu z ławki, Dominik Marczuk i Michal Sacek, którzy nie oddali miejsca w składzie, oraz przede wszystkim Bartłomiej Wdowik. To właśnie w meczach z Widzewem i Górnikiem lewy obrońca Jagiellonii zaczął strzelać bramki z rzutów wolnych.
Jagiellonia się jednak nie zatrzymała. Białostoczanie tak się rozpędzili, że byli w stanie:
- pokonać u siebie Legię (2:0),
- zrobić udaną remontadę na stadionie Lecha (z 3:0 na 3:3),
- zdemolować u siebie Raków (4:2).
Po tych meczach kolejnymi gwiazdami „Żółto-Czerwonych” stali się Jose Naranjo oraz Kristoffer Normann Hansen, który dołączył do zespołu Adriana Siemieńca po zerwaniu umowy z Widzewem.
Kolejnym sukcesem Jagiellonii w tym sezonie jest awans do ćwierćfinału Pucharu Polski. Warto o tym wspomnieć, gdyż odkąd „Jaga” wystąpiła w finale Pucharu Polski (sezon 18/19), ani razu nie udało jej się awansować dalej niż do drugiej rundy. Mimo licznych sukcesów drużyna z Białegostoku zaliczyła też kilka wpadek. Co nazywamy wpadką?
- porażkę we Wrocławiu ze Śląskiem (2:1),
- dwa szybko stracone gole z Radomiakiem i konieczność gonienia wyniku,
- remis z ŁKS-em po rzucie karnym w 90. minucie,
- nieudany mecz z Pogonią (porażka 2:1 – gol strzelony po swojaku Pogoni),
- strata punktów z Puszczą w ostatnim meczu przed przerwą zimową (z 3:0 na 3:3).
Całokształt rundy jesiennej był jednak dla Jagiellonii bardzo udany, dzięki czemu zajmują oni drugie miejsce w tabeli. Zyskali też miano drużyny, której grę ogląda się z przyjemnością.
Wiosna będzie kluczowa
Przed Jagiellonią kluczowy moment w kontekście walki o najwyższe cele — runda wiosenna. Ostatni moment na zgromadzenie jak największej ilości punktów. Drużynę z Białegostoku czeka jeszcze spora ilość ciężkich spotkań, takich jak:
- wyjazd z Widzewem,
- domowy mecz z Lechem,
- domowy mecz ze Śląskiem,
- wyjazd z Legią.
Na Jurowieckiej każdy ma świadomość, że to kluczowa runda, dlatego dokonano już dwóch transferów. Drużynę wzmocnili Jetmir Haliti z AIK oraz Kaan Caliskaner — napastnik Eintrachtu Brunszwik. Wypożyczenie tego ostatniego to duże ryzyko, bowiem tak jak w przypadku Pululu — Niemiec przychodzi do Jagiellonii bez strzelonego gola. Z kolei transfer Halitiego to reakcja na sprzedaż Miłosza Matysika do Arisu Limassol.
Czy Jagiellonia Białystok będzie w stanie dalej walczyć o mistrzostwo ze Śląskiem Wrocław? To zależy, czy będzie w stanie zatrzymać swoich najlepszych zawodników i jeszcze bardziej się wzmocnić.