Sobotnie granie w ramach 16. kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy obfitowało w pięć trafień. Legia Warszawa wygrała z Cracovią 3-2. Starcie piątej z czwartą drużyną w tabeli przyniosło wiele emocji, także negatywnych. Kolejny raz mówi się o wypaczeniu wyniku przez arbitra.
Wojskowi wystąpili w optymalnym składzie, kontuzja odniesiona podczas zgrupowania nie przeszkodziła Bartoszowi Kapustce. W bramce wystąpił Gabriel Kobylak, miewał problemy z dośrodkowaniami. Cały czas niedostępni są Jurgen Elitim i Maxi Oyedele.
Trener gości, Dawid Kroczek miał do dyspozycji niemal wszystkich zawodników, nieobecny jest rzecz jasna Kamil Glik. Na ławce zasiadł Otar Kakabadze – Gruzin wrócił ze zgrupowania zmęczony, rozegrał niemal komplet minut w obu spotkaniach reprezentacji.
BOMBOWE OTWARCIE
Mecz rozpoczął się od mocnego uderzenia Wojskowych – w 17. minucie Skovgaard zagrał ręką we własnej szesnastce. Rzut karny wykorzystał kapitan – Bartosz Kapustka.
Legia poszła za ciosem i pokusiła się o drugie trafienie. Po upływie dziesięciu minut piłka znów wpadła do siatki, najlepiej w polu karnym odnalazł się Marc Gual.
PODJĘCIE RĘKAWICY
Cracovia pokazała, że nie odda punktów bez walki. Znów błysnął Kallman, Fin w nieco przypadkowy sposób wepchnął piłkę do bramki Legii po rzucie rożnym. Błąd popełnił Kobylak, bramkarz zaliczył pusty przelot. Ogromne pretensje miał trener gospodarzy – Goncalo Feio. Podczas konferencji pomeczowej odwołał się do nielegalnego „wybloku”. Dramatycznie zachował się strzelec drugiej bramki.
Takich pozbawieni byli zawodnicy – postanowili w sposób czysto piłkarski postawić na swoim. Błyskawiczna odpowiedź stała się faktem. Po świetnej centrze piłkę głową skontrował Wojciech Urbański. Dla młodzieżowca to ważne trafienie strzelił po raz drugi w tym sezonie.
Na sześć minut przed przerwą mieliśmy 3-1, co oznaczało, że niecała połowa hitu przyniosła aż cztery bramki. Wynik utrzymał się do przerwy. Wojskowi byli chwaleni za odpowiedzialność i konsekwencję. Pasom zabrakło siły ofensywnej, mimo tego po raz kolejny geniusz Kallmana utrzymał ich w walce.
USPOKOJENIE
Druga część meczu przyniosła kolejne ataki gospodarzy, dobrą sytuację zmarnował rezerwowy Luquinhas. Minimalnie za mocno dogrywał Ruben Vinagre. Występ Portugalczyka był po raz kolejny imponujący.
Goście próbowali nieśmiało z dystansu, kilka razy ciepło zrobiło się po centrach Hasica.
Na boisku zameldowali się rezerwowi napastnicy Legii – po raz kolejny przeźroczysty był Tomas Pekhart. Miguel Alfarela w kompromitujący sposób zmarnował sytuację sam na sam.
PONOWNY KONTAKT
Wcześniej bramkę kontaktową zdobyła drużyna Pasów. W 79. minucie niedbałość gospodarzy wykorzystał świetnym strzałem Mikkel Maigaard. Duńczyk ustrzelił trzecią bramkę w dwóch ostatnich meczach.
Po tym wydarzeniu zrobiło się bardzo nerwowo, gospodarze raz po raz wychodzili z kontami, koncertowo je marnując. Były to swego rodzaju przerwy od natarcia Cracovii.
CZY BŁĄD WYPACZYŁ WYNIK?
Groźnie robiło się po centrach, po jednej z nich znów doszło do zamieszania w polu bramkowym Wojskowych. Po zagraniu gracza gości piłkę odbił Paweł Wszołek. Zrobił to przy użyciu ręki, na wysokości głowy. Prawdą jest, że był pochylony, jednakże kontakt miał miejsce „wysoko” ponad murawą.
Gracze gości nie protestowali, w mojej opinii sędzia nie dostrzegł ewidentnego przewinienia. Zastanawia bierność arbitrów var. Niektórzy w środowisku gości zarzucają sędziom, że w drugim meczu Cracovii z rzędu wypaczyli wynik tuż przed końcową syreną.
Warto dodać, że ponownie dramatycznie zachował się Kobylak. Bramkarz niemalże potworzył wyczyn, notując kolejny widowiskowy, acz „pusty” przelot. Gigantycznie pretensje miał do niego prawy obrońca, co znajduje silne uzasadnienie.
WYRWANE PUNKTY
Podopieczni Feio wygrali w dramatycznych okolicznościach, doskoczyli na dystans jednego punktu do Pasów. Przed nimi w tym roku jeszcze aż sześć spotkań – w czwartek lecą na Cypr, tam czeka ich mecz z Omonią Nikozja. Za tydzień zagrają w Mielcu, tam czeka na nich Stal. Utrzymują piątą pozycję w tabeli Ekstraklasy, łącząc to z podium w Lidze Konferencji UEFA i awansem w Pucharze Polski. Po blamażu w Poznaniu odkupili winy, mimo kontrowersji punkty zostały w Warszawie.
Goście znów po przerwie reprezentacyjnej mieli spore problemy, aczkolwiek w końcówce pokazali silny charakter. Do wyrwania remisu zabrakło lepszej organizacji i najzwyczajniej prawidłowej decyzji sędziowskiej. Podopieczni Dawida Kroczka mimo drugiej z rzędu porażki zachowują status pozytywnego zaskoczenia – cały czas zajmują czwarte miejsce. Za tydzień czeka ich domowa rywalizacja z Zagłębiem Lubin. Ten mecz otworzy 17. serię gier.