W najbliższą sobotę zakończy się sezon ligowy w Polsce. Do rozstrzygnięcia pozostały dwie kwestie. W weekend okaże się kto zajmie ostatnie miejsce spadkowe, a także kto zostanie mistrzem Polski. Największe szanse na tytuł ma Jagiellonia Białystok, która podejmie walczącą o utrzymanie Wartę Poznań. Drugi z kandydatów (Śląsk Wrocław) zagra na wyjeździe z abdykującym mistrzem – Rakowem Częstochowa.
Na co stać Śląsk Wrocław?
Podopieczni Jacka Magiery nie do końca mogą stwierdzić, że wyszła im runda wiosenna sezonu 2023/2024. W tym roku wrocławianie wygrali zaledwie 5 meczów (z Widzewem Łódź, Wartą Poznań, ŁKSem, Cracovią i Radomiakiem Radom). Poza Widzewem Śląsk pokonał tylko zespoły, które były uwikłane w walkę o utrzymanie. Przed szansą wygrania ligi, a także reprezentowania naszego kraju w rozgrywkach Champions League, staje zespół, który zawdzięcza pozycję w tabeli przede wszystkim konkurencji. Chociaż trudno jest nazwać konkurencją te zespoły, które nie potrafiły wyprzedzić graczy z Dolnego Śląska. Jednakże to nie jest wina klubu, że przy nieodpowiedniej dyspozycji piłkarzy, mistrzostwo Polski może trafić w tym roku do Wrocławia. Mimo dość przeciętnej rundy w wykonaniu Wojskowych, sezon może zakończyć się sukcesem.
Być może wystarczy do tego nawet remis w Częstochowie. Na stadionie przy Limanowskiego odbędzie się bardzo interesujące spotkanie. Bijący się o tytuł Śląsk będzie robił wszystko, żeby zdobyć komplet punktów. Raków zaś w tym sezonie niezbyt przypomina drużynę sprzed roku, ale z pewnością Dawid Szwarga nie odpuści tego meczu. Chichot losu dla wrocławian polega na tym, że jeśli chcą zostać mistrzami Polski, muszą pokonać wciąż jeszcze aktualnych mistrzów. Teoretycznie nie jest to zadanie niewykonalne, bo Medaliki grają o nic. Nawet puchary im nie grożą. Nie wiadomo, jaki w zespole będzie poziom motywacji u zawodników. Jednak patrząc z drugiej strony, forma Erika Exposito i spółki nie napawa kibiców optymizmem. Śląsk już w tym roku kilkukrotnie udowodnił, że nie znajduje się w najwyższej dyspozycji, ale Lechowi i Legii punkty odebrał – dwa remisy po 0:0 na trudnych terenach. Jeśli Jagiellonia przegra z Wartą, bezbramkowy rezultat może zapewnić Śląskowi mistrzostwo.
Śląsk w roku 2012 i 2024
Jak do tej pory wrocławianie dwukrotnie sięgnęli po najwyższy laur w naszej lidze. Obydwa triumfy dzieli dokładnie 35 lat (1977,2012). Dwanaście lat temu sytuacja w tabeli była jeszcze bardziej pomieszana, bo przed ostatnią serią gier (wówczas rozgrywanych było 30 kolejek) szansę na tytuł miały aż 4 zespoły. Na „Pol position” był właśnie Śląsk, który na zakończenie zmagań mierzył się z Wisłą Kraków. Goście spod Wawelu nie walczyli już o nic, po prostu ustępowali z tronu. Historia zatacza koło, ponieważ teraz Śląsk także musi pokonać drużynę, która rok wcześniej wygrała ligę. Czy wydarzy się to po raz drugi? Wtedy też się sporo pisało o słabej czołówce, o gubieniu punktów przez faworytów. Jednak z wrocławskiego punktu widzenia wyglądało to tak: Legia nie była w stanie wygrać meczu od dwóch miesięcy, Lech przez pół sezonu borykał się z różnymi problemami, a Ruch Chorzów wcale nie miał lepszej kadry pod względem piłkarskim.
W roku, w którym w Polsce odbywało się Euro, też mieliśmy czarnego konia ligi. Mistrz Polski skończył sezon z dorobkiem 56 punktów. Teraz do zdobycia tytułu Śląsk potrzebuje co najmniej 61 oczek. Teoretycznie jest jakiś progres, natomiast trzeba pamiętać, że w tym sezonie rozegranych zostało o 4 mecze więcej niż w rozgrywkach 2011/2012. Należy również wspomnieć o celach przed rozpoczęciem sezonu. Jacek Magiera raczej nie usłyszał, że zarząd oczekuje od niego walki o złote medale. Prawdopodobnie chodziło o środek tabeli i utrzymanie. Zatem czy piłkarze z Wrocławia podchodzili do meczów w tym roku z nastawieniem: co mieliśmy do zrobienia w tym sezonie, już zrobiliśmy. Być może taka mentalność była powodem tego, że Wojskowi na wiosnę tylko pięciokrotnie schodzili z boiska jako zwycięzcy? W tej chwili to już nie ma znaczenia. Jeśli tytuł pojedzie do stolicy Dolnego Śląska, wszystkie grzechy drużyny zostaną wybaczone. Tak jak w roku 2012.
Trener, który zna smak zwycięstw
Jacek Magiera to „produkt” Legii Warszawa. Właściwie cały etap przygotowań do roli pierwszego trenera spędził, szkoląc się przy Łazienkowskiej. Udało mu się wyjść z grupy Ligi Mistrzów i dokonał czegoś, co w polskich warunkach wydaje się niemożliwe – obronił tytuł mistrzowski nawet wtedy, gdy Legia grała w europejskich pucharach aż do wiosny. We Wrocławiu dopiero przy drugim podejściu zrobił wynik. Rok temu o tej porze Śląsk drżał o utrzymanie. Ostatecznie zajął pierwsze, bezpieczne miejsce w tabeli (15). To też jest sztuka, aby z grupy kilkudziesięciu zawodników zrobić zespół walczący o najwyższe cele w lidze. I to w kilkanaście tygodni. Trener Magiera wycisnął maksimum umiejętności ze swoich podopiecznych. Szczególnie było to widoczne w rundzie jesiennej. Czy udało mu się utrzymać poziom motywacji u zawodników? Patrząc na tabelę, na pewno tak.
W podobnej sytuacji znalazł się Śląsk w sezonie 2011/2012. Wówczas także runda jesienna była rewelacyjna w wykonaniu zawodników, a na wiosnę zespół złapał zadyszkę. Trenerem wrocławian był wtedy Orest Lenczyk. Szkoleniowiec znany w tamtych latach jako nestor wśród rodzimych trenerów. Słynął z trudnego charakteru, z nie wszystkimi zawodnikami było mu po drodze (Sebastian Dudek publicznie nie szczędził mu słów krytyki). Lenczyk doprowadził Śląsk do mistrzostwa w 2012 roku. Jednak radość nie trwała długo, ponieważ już w następnym sezonie, po 3. kolejce (!), klub postanowił zakończyć współpracę z wiekowym szkoleniowcem. Dużo się mówiło o podziałach i konfliktach wewnątrz szatni. Rozstanie nie odbyło się w miłej atmosferze. Tamta sytuacja wskazywała ewidentnie na to, że wrocławianie nie byli przygotowani na wygranie ligi. Dzisiaj wygląda to wszystko bardzo podobnie dla klubu. Z tą różnicą, że przed ostatnią kolejką sezonu, karty rozdaje Jagiellonia Białystok.
Jaka liga, taki mistrz
Przy dobrych wiatrach Śląsk może zostać mistrzem Polski. Będzie to taki sam nieoczekiwany zwycięzca jak w 2012 roku. Poza nim w XXI wieku jeszcze dwukrotnie zdarzyło się, że na najwyższym stopniu podium mieliśmy sensację. W 2007 roku Zagłębie Lubin, a w 2019 – Piast Gliwice. W rozgrywkach 2012/2013 wrocławianom nie udało się obronić tytułu, ale zdobyli brązowe medale. Jednak triumf rok wcześniej nie sprawił, że Śląsk na stałe dołączył do drużyn należących do czołówki. Prawdopodobnie teraz będzie tak samo. Ale czy to takie ważne? Liczy się przecież tu i teraz, a do historii przechodzą mistrzowie. Niezależnie od wszystkiego, Dolny Śląsk może w sobotę mieć powody do dumy. A w piłce to się liczy najbardziej.