Powiedzenie – „Na Rumaku do Europy”, już dawno wyszło z języka powszechnego. Przestało być również znaczące w bezpośrednim środowisku piłkarskim. Zapewne wielu sympatyków Lecha Poznań jak i również wrocławskiego Śląska, na tę chwilę najchętniej widziałoby Mariusza Rumaka nie na stadionach piłkarskich, a na torze wyścigów konnych na Partynicach. Dlaczego?
Nie taki Mariusz zły
Wnioskowaliby to starym-nowym, dość prześmiewczym sformułowaniem – „koń by się uśmiał, panie Trenerze”. Wszyscy znamy specyfikę Ekstraklasy, gdzie każdy może pokonać każdego. Znamy również sposób myślenia ludzi w strukturach klubów, oraz mentalność kibiców i mediów. W związku z tym ostatnią osobą, jaką bym obarczał winą, za obecne wyniki Lecha Poznań jest trener. Zresztą, tylko trzy ligowe przegrane to w Ekstraklasie wynik satysfakcjonujący, więc demonizowanie Mariusza Rumaka na ten moment, jest dość niedorzeczne.
Przeminęli z wiatrem
Może warto spojrzeć na całkowity obraz piłki nożnej w Polsce przez pryzmat historii świata. Po dość wnikliwej analizie przyjdzie refleksja, że wszystko opiera się na cyklicznych schematach. Co jakiś czas, krótszy lub dłuższy, powtarzają się wydarzenia polityczne, wojenne, klimatyczne itd. Dotyczy to również pojedynczych jednostek personalnych. Kiedy ktoś utrzymuje się poprzez swoje działania na tak zwanym topie, by następnie zejść ze sceny na nieokreśloną chwilę. Czasem powraca w świetle jupiterów, nie zależnie od tego, jaki wydźwięk ma owy come back. Kiedyś w naszej, futbolowej Ekstraklasie „Trójkąt Weimarski” stanowili Górnik Zabrze i Ruch Chorzów oraz w późniejszych latach Wisła Kraków. Po pewnym czasie podium zaczęło należeć głównie do warszawskiej Legii i wspomnianego już Lecha.
Na dzień dzisiejszy o klubach z południowej części kraju rozmawia się jedynie w kontekście spadku, z najwyższej klasy rozgrywkowej. Ewentualnie odnośnie awansu do niej. W ostatnich latach, żeby klub mógł zdobyć mistrzowski, złoty medal musiał się wstrzelić w „okienko pogodowe”. Lech Poznań zrobił to w ostatniej dekadzie dwa razy. Po razie Piast Gliwice oraz Raków Częstochowa, a ogromne szanse w tym sezonie na pierwsze, historyczne zdobycie najwyższego stopnia podium, ma Jagiellonia Białystok. Chociaż Śląsk Wrocław depcze po piętach klubowi z Podlasia. Jednak jego ostatnie boiskowe wyniki, jedynie pomagają Białostoczanom umocnić swoją pozycję w tabeli.
Robi się nerwowo
Lech Poznań na ten moment znajduje się zaraz za nimi. Czy ten fakt nie powinien cieszyć całego środowiska związanego z poznańskim klubem? Po nieoczekiwanej porażce z Puszczą Niepołomice, Mariusz Rumak został przez część mediów i kibiców, zwolniony ze swojej posady sternika klubu. Dla nich hasło „Na Rumaku Do Europy” stało się od dawna nieaktualne. To była jego druga ligowa porażka od czasu powrotu do stolicy Wielkopolski. Odbiła się jednak jeszcze większym echem, niż przegrana 4:0 na początku marca, pod Jasną Górą. Przygotowując się do wyrokowania przeciw trenerowi Rumakowi, wypadałoby prześledzić wyniki „Żubrów”. I przyjąć do wiadomości, że drużyna z Niepołomic ma doskonały patent na kluby z górnej części tabeli. Co za tym idzie, potrafi umiejętnie zremisować na wyjeździe z Legią, Rakowem czy nawet i Śląskiem Wrocław. Przede wszystkim mierzy się z wysoką presją jako beniaminek, który swój debiut wśród elity może zakończyć spadkiem na zaplecze tej ligi.
Kandydatów do degradacji jest więcej. Czas ucieka, a meczów do końca sezonu pozostało coraz mniej. Dlatego też, kluby z Ekstraklasowej otchłani muszą, Lech Poznań nie musi. Lech jest w sytuacji, że może grać swoje, ponieważ przed większym wyzwaniem stoi zarówno Śląsk Wrocław jak i Jagiellonia. Wrocławski klub zgodnie z wieloma prognozami złapał zadyszkę na już na starcie rundy wiosennej i regularnie co weekend, traci punkty. Natomiast w Białymstoku zrobiło się nerwowo głównie po niespodziewanej porażce z Cracovią, która umiejętnie rozmontowała obronę na przedpolu Alomerovicia i do pięćdziesiątej minuty ustanowiła końcowy wynik meczu. Z kolei ostatnia ligowa porażka ze Stalą Mielec, poruszyła stolicę Podlasia niczym trzęsienie ziemi, w regionie „pacyficznego pierścienia ognia”.
Gdzie Barcelona, gdzie Poznań…
Barcelona przegrywała w poprzednim sezonie z takimi klubami jak Almeria czy Valladoid, nie mówiąc już o fazie grupowej Ligi Mistrzów. Wówczas nikt nie zwolnił Xavi’ego za jego porażki i notorycznie kolekcjonowane czerwone kartki. Oczywiście, nie ma co porównywać LaLigi do Ekstraklasy. Istnieje między nimi depresja głębokości Rowu Mariańskiego, ale każdy szkoleniowiec w zestawieniu obu tych lig dąży konsekwentnie (a przynajmniej powinien), do zdobycia trofeum. Takie samo zadanie ma przed sobą zarówno Xavi, jak i trener Poznaniaków. Niestety z jedną znaczącą różnicą – jak to się przyjęło w naszej lidze -„niektórym czas się szybciutko kończy”.
Rumaku zabierz nas do Europy
Mariusz Rumak miał nie do końca udane etaty w Zawiszy Bydgoszcz, czy też w Śląsku Wrocław. Jego wcześniejsza kadencja w Poznaniu pokazała jednak, że potrafi wejść na podium, a drzwi w Europie dla Lecha są cały czas szeroko otwarte. Poznań jest po raz kolejny bardzo blisko szczytowania, ale wywieranie presji na trenerze przez różne środowiska na tym etapie sezonu, nie wpływa korzystnie na atmosferę wewnątrz klubu, a już na pewno nie w sztabie szkoleniowym drużyny. Trzeba pozwolić Mariuszowi Rumakowi pracować, ponieważ jedna jaskółka nie jest zapowiedzią „oberwania chmury”. Dlatego też poznański trener ma szansę, wprowadzić Lecha Poznań na scenę europejskich pucharów w blasku i chwale, już nie jako dostojnie stepujący rumak, ale galopujący do celu ogier.