Zakończyła się listopadowa przerwa na mecze reprezentacyjne. Zgrupowanie, po którym mieliśmy według dziennikarzy świętować awans na Euro 2024 w Niemczech, bo przecież łatwiejszej grupy nigdy nie mieliśmy. Czesi, Albańczycy i Mołdawianie sprowadzili nas jednak na ziemię.

Michał Probierz
fot. Cyfrasport / Newspix

Niespodziewane zmiany w powołaniach

Zanim na dobre ruszyło ostatnie w tym roku zgrupowanie reprezentacji Polski, Michał Probierz podjął niespodziewaną decyzję o trzech zmianach w ogłoszonych wcześniej powołaniach. Niespodziewaną, bo ogłoszoną późnym wieczorem. Selekcjoner wykreślił z listy powołanych Matty’ego Casha, Patryka Dziczka i Adriana Benedyczaka, oficjalnie z powodu kontuzji.

W ich miejsce na zgrupowaniu stawili się ostatecznie Tymoteusz Puchacz, którego w reprezentacji nie widzieliśmy od marca, Mateusz Łęgowski (powołany pierwszy raz od czerwca) oraz Karol Struski, dla którego było to pierwsze zgrupowanie w dorosłej kadrze.

Niedosyt po meczu z Czechami

Przed ostatnim meczem w eliminacjach do Euro 2024 zaczęto obliczać szanse na bezpośredni awans, bowiem Biało-Czerwoni znajdowali się na czwartym miejscu, z niewielką stratą do Mołdawii i Czech. Po prostych obliczeniach wyszło, że najlepiej byłoby wygrać z Czechami i liczyć na ich remis w meczu z Mołdawią. Po takich wynikach awansowalibyśmy z drugiego miejsca.

Michał Probierz raczej nie zaskoczył nas wyjściową jedenastką na mecz z Czechami. Ze składu wypadł jedynie Piotr Zieliński, który nie mógł zagrać z powodu choroby. Zastąpił go Jakub Piotrowski, który zresztą otworzył wynik spotkania w 38. min. Mecz zakończył się ostatecznie remisem po trafieniu Tomasa Soucka (49. min.).

Co zapamiętamy z tego spotkania? Na pewno Jana Bednarka, który kopnął korkiem w głowę Soucka. Kapitan naszych rywali kończył mecz z bandażem na głowie. Kolejnymi wartymi zapamiętania wydarzeniami była zmiana zarządzona pod koniec meczu przez naszego selekcjonera (Patryk Peda dostał „wędkę” po 30. min. na boisku) oraz Karol Świderski wysłany do szpitala. Napastnik zemdlał w przerwie i nie mógł dokończyć meczu.

Robert Lewandowski
fot. PAP

Wygrana na pocieszenie

Przed towarzyskim spotkaniem z Łotyszami, w internecie dało się odczuć negatywną atmosferę wśród kibiców. Spowodowane to było oczywiście brakiem bezpośredniego awansu z teoretycznie łatwej grupy. Zaczęto wspominać o „klątwie Michniewicza”, nawiązując do słów byłego selekcjonera, że bez niego awansu na Euro nie będzie. Kibice wypominali również kompromitację i brak zwycięstwa w meczu z Mołdawią. Część osób stwierdziła natomiast, że meczu z Łotwą nie obejrzy. Swoje trzy grosze dorzucił Jakub Kiwior, który na przedmeczowej konferencji prasowej nie potrafił odpowiedzieć na zadane po angielsku pytanie, co spotkało się z krytyką. Przypomnijmy, że Kiwior jest przecież piłkarzem angielskiego Arsenalu, a za granicą gra od 2018 roku.

Selekcjoner Probierz nie mógł nikogo zaskoczyć doborem jedenastu zawodników, gdyż był to mecz towarzyski, a sam trener ogłosił skład dzień przed meczem. „Polski Guardiola” tak jak obiecał, wpuścił do składu Łukasza Skorupskiego, Mateusza Wieteskę, Sebastiana Szymańskiego i Adama Buksę.

Polacy szybko objęli prowadzenie. Przemysław Frankowski wykorzystał wrzutkę Nicoli Zalewskiego i ze spokojem umieścił piłkę w siatce. Prowadzenie podwyższył Robert Lewandowski, który przełamał się, strzelając gola głową po dośrodkowaniu Zalewskiego. Pomocnik Romy nie dokończył spotkania przez kontuzję, którą odniósł podczas pojedynku z jednym z Łotyszy. Pozytywem spotkania oprócz zwycięstwa są też trzy debiuty: Marcina Bułki, Karola Struskiego i Bartłomieja Wdowika.

Reprezentacja Polski
fot. Agencja Wyborcza

Czas wrócić na ziemię

Kto by pomyślał, że o awans na Euro będziemy musieli grać w barażach z Estonią. Przecież miało pójść tak łatwo. Według niektórych mediów mieliśmy przecież 96% szans na bezpośredni awans.

Media próbowały nas przekonać, że jesteśmy tak silną reprezentacją w porównaniu do grupowych rywali, że awans to formalność. Głównym rywalem mieli być Czesi, Albania do ogrania, a z Mołdawią i Wyspami Owczymi dopisaliśmy już sobie 12 punktów.

Rzeczywistość okazała się inna:

  • z Czechami dostaliśmy lanie na wyjeździe i zremisowaliśmy u siebie,
  • z Albanią przegraliśmy na wyjeździe i wygraliśmy u siebie,
  • z Mołdawią przegraliśmy na wyjeździe i zremisowaliśmy u siebie,
  • z Wyspami Owczymi wygraliśmy dwukrotnie.

Czas więc wrócić na ziemię. Reprezentacja Polski jest aktualnie drużyną, od której możemy oczekiwać zwycięstwa u siebie, a na wyjazdach powinniśmy liczyć się ze stratą punktów. Naszymi jedynymi zawodnikami, którzy powinni być zagrożeniem dla rywali są: Robert Lewandowski i Piotr Zieliński. Ci zawodnicy nie przekładają jednak formy klubowej na reprezentację. Reszta to zawodnicy bardzo przeciętni.

Z Estonią powinniśmy więc oczekiwać zwycięstwa. Jest to drużyna słabsza od Łotwy, którą obowiązkiem jest wyeliminować. Większe problemy sprawić nam może Walia, z którą przyjdzie nam grać jeśli wyeliminujemy Estonię, a oni Finlandię.

Udostępnij

O autorze

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *